Z pamiętnika byłej „L” Cz. 1
Prezentujemy tekst, otrzymany w ubiegłym roku od jednej z naszych pacjentek. Dziękujemy za ciepłe słowa. Cieszymy się, że mogliśmy pomóc.
Najfajniejsze ubrania zawsze są o numer za małe.
Lato minęło, odetchnęłyśmy z ulgą, my kobiety spod znaku „L”. Jesień daje możliwość luźniejszych ubrań, które tuszują niedoskonałości. Ale w oddali rysuje się widmo Andrzejek, świątecznych spotkań, Sylwestra, karnawału, a najfajniejsze ubrania zawsze są o numer za małe. I znowu żona kuzyna, która jeszcze nawet nie była w ciąży będzie się puszyć, że przytyła i ma rozmiar 36, zołza jedna.
No i co będę się oszukiwać, już październik, od postanowień noworocznych byłam raz na basenie, dieta rozpisana przez dietetyczkę jest nie dla ludzi, a wszystkiemu winna psiapsiuła, bo miałyśmy się razem mobilizować, i co? – ma ruch jak przemieszcza się z windy do samochodu i zmieniła ciasteczka na light. Żadne cud-tabletki nie wchodzą w grę, bo zapomnę je zażywać. Co mnie biednej puszystej pozostaje? Tęsknić za czasami Rubensa, gdzie byłabym wzorem urody ze swoim cellulitem? Ubrać sukienkę typu „namiot”, czy symulować chorobę na czas zjazdu u cioci Ireny? Splin-dieta tylko pogłębia problem; czas wziąć sprawy w swoje ręce! Zasiadłam przed Internetem, ruch myszką – to też są ćwiczenia. Babskie portale są jednak bezkonkurencyjne. Ile tam pozytywnej energii, wymiany doświadczeń, adresów, wiedzy, a wszystkie mają jeden cel – KUPIĆ UBRANIE O JEDEN ROZMIAR MNIEJSZE, siostry moje drogie. Zrobiłam listę działań, po których miały najlepsze efekty. Wśród diet najbardziej odpowiada mi ta, gdzie je się mało, często ale prawie wszystko, nawet lody waniliowe. Ruszyć tyłek z fotela, tenis, basen, joga… Co tu wybrać? Tenis przed telewizorem? Chyba nie o to chodzi. Wybrałam długie spacery z kijkami ale na razie pogoda nie dopisuje. Liposukcja – szybki efekt, ale boli, brrrrr, nie dla mnie. Piję więc więcej wody i soków, moje nerki mnie kochają, ciało jakby trochę lepsze, ale rozmiar L jest nadal. Może trzy dni to za krótko? Czytam nadal co siostry moje z klanu L już sprawdziły na sobie. Intralipoterapia – nowa piękna nazwa lipolizy – likwidowanie miejscowych depozytów tłuszczowych brzmi obiecująco, trąci reklamą sprzętu, ale co mi tam. Są siostry po zabiegach i chwalą, więc wpisuję na swoja listę. Musze tylko znaleźć bezpieczny gabinet, ale wiem gdzie szukać.
Dzisiaj był wzruszający dzień – pożegnałyśmy jedną z sióstr bo przeszła w rozmiar M. Maleńka dzielna kobieta! Udało się jej! Przetarła szlaki! Nie zostawiła nas w beznadziei oczekiwania i zdradziła sekret – ICOONE. Sprzymierzeniec kobiet, które chcą tak niewiele – kupić ubranie o jeden rozmiar mniejsze. Zaawansowana technologia stworzona przez mężczyznę, wizjonera, który widział przyszłość pełną uśmiechniętych kobiet. Po sprawdzeniu rekomendacji okazało się, że nie muszę już jeździć daleko, jak nasza pionierka, która poddała się zabiegom we Wrocławiu. Wprawdzie jest Kraków, ale na szczęście „Icoone” mam pod ręką, w Wieliczce! W przyszłym tygodniu rozpoczynam zabiegi!!! Już upatrzyłam kieckę, którą kupię.
Zapraszamy jutro do przeczytania drugiej części tekstu. 🙂